Ludzie znad Karvisu /32618/

Cena 29,00 zł

Chwilowo niedostępny Chwilowo niedostępny

Zygmunt Pietkiewicz urodził się 3 maja 1928 r. w Cudzieniszkach (dawniej powiat oszmiański, województwo wileńskie). Jego ojciec, Jacek, pochodził z polskiej szlachty spod Krakowa. Szlachta ta, herbu „Trąby”, została zasiedlona przez króla Władysława Jagiełłę na ziemi Wielkiego Księstwa Litewskiego. W czasie zaboru ród Pietkiewiczów nie poddał się rusyfikacji. Dziadek, Jakub, za opór został skazany przez popów i żandarmów na śmierć przez ścięcie głowy na rzeźniczej kłodzie. Do egzekucji nie doszło, bo miejscowa ludność do tego nie dopuściła. Okrzyk Jakuba: „Wolę zginąć za wiarę, niż być zdrajcą!” tworzy aż do dnia dzisiejszego klimat szacunku wśród ludności. Matka, Michalina Zaborowska, pochodziła z rodu autentycznych książąt litewskich – Jagiełłów. Dziadek matki, Jagiełło, posiadał na wschód od Oszmiany kilka wiosek. Jedną, istniejącą do dzisiaj, nazwał od swego nazwiska: Jagiełłowszczyzna. Matka wpajała dzieciom szacunek do ludzi, a nade wszystko ceniła szkołę. Zygmunt jest trzecim synem z drugiego małżeństwa ojca. Rok po urodzeniu się Zygmunta jego ojciec zginął w katastrofie samochodowej.

Nadszedł wrzesień 1939 r., początek strasznego okresu życia Polaków na ziemiach wschodnich – aresztowania, rozstrzelania, zsyłki na wschód i do obozów koncentracyjnych. Rozpoczęła się okrutna seria okupacji: rosyjska, niemiecka, białoruska, litewska, łotewska i ponownie rosyjska. Od września 1939 r. do czerwca 1941 r. to okres niepokoju i ciągłego ukrywania się przed stalinowską zsyłką do Kazachstanu. Pietkiewicze byli w kolejce na liście do wysyłki, mieli numer nr 70. Kiedy przyszli Niemcy zaczął się inny terror – brat Zygmunta, Edward, został wywieziony z Seminarium Duchownego do obozu koncentracyjnego we Frankfurcie nad Menem, ale przeżył. Drugi brat, Bronisław, ukryłwał się w lasach. W marcu 1943 r. Niemcy dopadli Zygmunta i zamknęli w obozie pracy firmy „Puppert”, gdzie wygłodzonych ludzi pędzono pod karabinami do ciężkiej harówki. W lipcu tego roku niemiecki żołnierz Johan („Karzeł”, jak go nazywali więźniowie) zabrał Zygmunta do budowy baraku. Kazał mu wnosić na dach deski i przybijać gwoździami. Zygmunt głodny i zmęczony przybijając deskę nie trafił w gwóźdź, ale w palec. Z bólu głośno zasyczał, na to „Karzeł” złapał klęczącego Zygmunta i przyciskając do dachu dotkliwie go pogryzł – szczególnie w pośladki. Okropny ból trwał przez dwa tygodnie. Po tej męczarni, razem ze starszym kolegą, Czesławem, zdecydowali się uciec. Sforsowali rzekę, druty kolczaste, przeszli pod osłoną mgły obok wież wartowniczych i bunkrów, aż do lasu. Po ucieczce z obozu dla Zygmunta nastąpił nowy etap życia. Kierownik szkoły, Józef Szkolnicki, wciągnął go w szeregi Armii Krajowej. Złożył przysięgę. Otrzymał pseudonim „Jastrząb”, chociaż tak naprawdę, jako bardzo młody człowiek, nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji. Stał się żołnierzem i wraz z kolegą Bronisławem Wołodźką (ps. „Mars”) pełnił funkcję kuriera. W świątki i w piątki, w deszcz, błoto, czy śnieg, biegał z rozkazami od dowódców siatki do dowódców brygad.

Dzięki protekcji Henryka Gulbinowicza brat Zygmunta, Edward, został zatrudniony na etacie lekarza w wojskowym szpitalu w Nowej Wilejce. Zadanie Zygmunta zmieniło się również ze zwykłego kuriera liniowego w kuriera-specjalistę do spraw zaopatrzenia w środki lecznicze. W umówione miejsca nosił spirytus, złoto i dolary, a od brata taszczył pełne walizki załadowane lekarstwami. Do domu w Cudzieniszkach po lekarstwa zgłaszali się partyzanci z AK, Rosjanie, a także ludność cywilna (m.in. Białorusini i uciekinierzy z getta). Później nadszedł maj 1944 r. i przyszedł rozkaz: Koniec konspiracji. Do akcji „Ostra Brama” marsz! Zygmuntowi rozkazano zgłosić się do plutonu, gdzie dowódcą był „Orzeł” (Edward Gugniewicz).

W puszczy na zgrupowaniu czekało już ponad 2 tysiące osób. Zygmunt dostał karabin ze złamaną kolbą, 5 sztuk amunicji i granat przeciwczołgowy, wielkości litrowego słoika. Z tłumu ludzi uformowano 16. Brygadę AK im. „Kosa” i natychmiast wyruszono na pomoc brygadom już walczącym o wolność Wilna. Niestety, do Wilna 16-ta Brygada nie dotarła – wyprzedziła ją nawała Armii Radzieckiej. Spotkanie z czerwonoarmistami było bardzo grzeczne, ale krótkotrwałe. Po wyzwoleniu Wilna AK zostało rozbrojone. Aresztowanych wywieziono do Kaługi, a tych którzy uciekli z okrążenia Ponomarenko (zastępca Berii) skazał bez sądu na karę śmierci. Bez sądu rozstrzeliwano nie tylko akowców – wystarczyło być Polakiem. W końcu lipca 1944 r. dopadnięto Zygmunta i kazano mu stanąć pod płotem, do rozstrzelania. Zygmunt wykorzystał sekundę nieuwagi enkawudzisty, przeskoczył przez płot i ratując życie uciekł za zabudowania. Po paru dniach znowu wpadł w zasadzkę na własnym polu, ale tu już łatwo nie poszło – czterech enkawudzistów otworzyło ogień. Ucieczka do lasu pod ostrzałem się powiodla, ale odbiła się mocno na zdrowiu Zygmunta. To była daleka ucieczka, aż do Wilna, do siostry. Tam mu schronienia udzielili również państwo Gulbinowiczowie – rodzice ks. kard. Henryka. Na przełomie lat 1944-45 w Wilnie zastosowano masowe aresztowania Polaków przez Rosjan i Litwinów. Ratowała tylko karta ewakuacyjna. Między innymi i Zygmunt dostał nakaz opuszczenia Wilna na odległość nie mniejszą niż 200 km.

We wrześniu 1945 r. mając już kartę postanowił pojechać do Cudzieniszek, gdzie ponownie doznał traumatycznego przeżycia. Po pogrzebie zgwałconej i zamordowanej Weroniki Lisowskiej (koleżanki siostry), wpadł do mieszkania pijany uczastkowy z pistoletem w ręku, z rykiem: „Przyszedłem ciebie zabić, taki mam rozkaz z powiatu, bo ty jesteś akowiec!”. Na szczęście była mama, która nie zwlekając rzuciła się przed enkawudzistę krzycząc: „Nie strzelaj – przecież na ciebie też matka czeka! Syn mój nie jest akowcem, przecież jest już po wojnie, a drugi mój syn jeszcze nie wrócił z frontu”. Na te słowa i płacz funkcjonariusz schował pistolet mówiąc: „Nie zastałem ciebie w domu, uciekaj i nigdy tu nie wracaj. «Dobrego» macie sąsiada Kowieńskiego!”. Z Wilna Zygmunt wyjechał 59. transportem przez Królewiec. Znalazł się na Górnym Śląsku, gdzie w Dębieńsku Wielkim został otoczony nadzwyczaj troskliwą opieką przez państwa Molendów. Po krótkim pobycie udał się do Świdnicy Śląskiej, gdzie pracował w Gazowni i ukończył średnią szkołę. Ze Świdnicy wyjechał do Cieplic Zdroju na studia medyczne. Studia „nie wypaliły”, więc wyjechał do Koszalina. Tu pracował w „Peskupie”, MHD i EtoBie. Ożenił się z Józefą Łazutą, która pochodziła z Wołynia, gdzie również przeżywała ataki nacjonalistów ukraińskich. Z tego małżeństwa urodził się syn Piotr Bogusław (ojciec wnuka, Pawła). Bracia Zygmunta – ksiądz Edward i leśniczy Bronisław – już nie żyją. Ks. Edward jest pochowany w Bartęgu koło Olsztyna, a Bronisław spoczął w Ostródzie. Zygmunt dotrzymał obietnicę daną matce, że przez całe życie będzie prawym człowiekiem. Za swoją działalność konspiracyjną uhonorowano go wieloma odznaczeniami państwowymi. Najbardziej ceni sobie odznaczenie Rządu RP w Londynie z 1948 roku – jest to „Medal Wojska” z dedykacją „Polska Swemu Obrońcy”. Marzy, żeby Polacy zawsze jednoczyli się i szanowali – i nie rujnowali tego, co z trudem zbudowali. Według wspomnień Zygmunta Pietkiewicza, w Koszalinie spisał Kazimierz Jakubowski, 4.09.2011 r.

autor: Zygmunt Pietkiewicz

wydawca: Namislavia

isbn/issn: 978-83-60537-43-5

rok: 2012

liczba stron: 341

waga: 0,70 kg

stan: używana

ocena zużycia w skali 1:6: 4 /dedykacja autora/ zabrudzony trzon książki

okladka: miękka

płyta: nie

Dodaj komentarz przez Facebook
 

X